Spójność. Często słyszymy to słowo w odniesieniu do tego co robimy, czy też jak wyglądamy. Ale co to właściwie oznacza? Czy spójny jest muzyk, który pracuje w filharmonii i gra w orkiestrze, a ubiera się w skórzane spodnie, ma kilka tatuaży i chodzi w glanach? Teoretycznie nie jest to spójność, bo muzyk grający klasykę kojarzy się zdecydowanie z eleganckim, wieczorowym frakiem i nienagannymi manierami. Oczywiście podczas koncertu na scenie powinien raczej komponować się z resztą orkiestry i wyglądać tak jak tego nakazuje funkcjonujący w tej branży dress code, ale w życiu prywatnym nikt mu nie zabroni posiadania własnego stylu. Przecież rockowy styl ubierania się nie spowoduje, że będzie gorszym muzykiem klasycznym!
Dopasowywanie się do pewnych ramek i etykietek przypiętych do danej grupy społecznej, czy też zawodu wcale nie powoduje, że stajemy się spójni. Owszem, jak mówi stare przysłowie „wlazłeś między wrony, kracz jak i one”, ale czy dopasowywanie się do innych tylko po to, aby zyskać ich sympatię i akceptację, a także poczuć się częścią jakiejś wspólnoty, daje nam szczęście i czyni spójnymi?
Brak spójności z własnym sumieniem, poglądami i samym sobą nie łatwo jest ukryć. Nawet jeśli staramy się kreować swój wygląd zewnętrzny, czy też zachowanie i za wszelką cenę ukryć to, że w głębi duszy uważamy zupełnie inaczej, wprawny obserwator może to wychwycić i uznać nas za mało wiarygodnych. Owszem, wielogodzinne ćwiczenie mowy ciała, tonu głosu i własnych ruchów pomoże nam zamaskować nasze prawdziwe oblicze, z czego skrupulatnie korzystają politycy, aktorzy, czy też celebryci. Jak długo jednak da się żyć w takiej „masce”?