Wszędzie wokół coachowie i terapeuci, którzy chcą pomóc nam znaleźć właściwą drogę w życiu. Bardzo często mówią też o konieczności wyjścia z tzw. „strefy komfortu“. Co to właściwie jest i dlaczego powinniśmy z niej wychodzić, skoro samo określenie „strefa komfortu“ kojarzy się raczej przyjemnie i ciepło? Po co psuć i opuszczać coś, co jest dla nas synonimem spokoju i bezpieczeństwa? Kto ma w tym interes, aby nas wygonić z naszej własnej „strefy komfortu“, skoro jest nam w niej dobrze?
I właśnie tu tkwi haczyk! Człowiek jest z natury wygodny i nie lubi zmian. Lubi natomiast chodzić utartymi ścieżkami, nie ryzykując, że spadnie w życiową przepaść. Łatwo wpada w schematy i porusza się wyłącznie po znanym sobie terenie. Po co zatem zmieniać cokolwiek i narażać się na dodatkowy stres?
Taka postawa jest nam wszystkim dobrze znana. Dlaczego zatem każą nam zmieniać swoje życie i opuszczać „strefę komfortu“, skoro i tak nikt nie jest w stanie zagwarantować, że zmiana poprawi naszą obecną sytuację? Gdyby ktoś mógł dać 100% gwarancji na sukces, to co innego...
I oto cała tajemnica! Chcielibyśmy gwarancji skuteczności wprowadzanych w życie zmian, a nie tylko namawiania do ich przeprowadzenia. Niech sobie ryzykują inni, my wolimy zostać w swoim piekiełku. Nawet najgorszym, ale swoim!
Narzekamy, porównujemy się do tych, którzy mają więcej i lepiej, ale wcale nie zamierzamy niczego zmieniać w swoim, niezadowalającym nas życiu. Dlaczego? Ponieważ zmiany to stres i konieczność stawienia czoła nowym wyzwaniom, a to już zdecydowanie za dużo wyrzeczeń i wysiłku. Lepiej poczekamy, aż ktoś da nam gotową receptę na życie i wówczas może zastanowimy się nad jakąś małą rewolucją.
Kiedy podjęłam decyzję o odejściu z korporacji, nie mogłam się opędzić od pytań moich wówczas jeszcze koleżanek i kolegów z pracy - Dlaczego odchodzisz? Masz coś innego? I co teraz będziesz robiła?
Oczekiwali ode mnie gotowej odpowiedzi, recepty, pomysłu na to, co zrobię z moim życiem po odejściu z tej firmy. Wypytywali tak natarczywie, jakby to ich a nie moje życie miało zależeć od tego, co dalej zrobię. Zachowywali się tak, jakby bali się o przyszłość, ale nie moją, tylko swoją. Jakieś mechanizmy obronne wyświetlały w ich głowach wizję, w której to oni podejmowali tak drastyczną, życiową decyzję. Bali się o to, co będzie dalej? Jak sobie poradzą? Zastanawiali, czy podjęli słuszną decyzję?
Mam wrażenie, że perspektywa tak wielkich zmian i utraty gruntu pod nogami, wielu z nich po prostu przerastała. Nie mieściło im się w głowie, że ktoś może być aż tak szalony, żeby postawić życie do góry nogami i zaczynać wszystko od nowa. Mam jednak wrażenie, że po cichu, wielu z nich tak naprawdę marzyło o zmianach i o spełnianiu marzeń na które nie mieli nigdy odwagi. W duchu jednak trochę życzyli mi porażki, bo wówczas byłabym namacalnym dowodem na to, że nie warto podejmować tak szalonych decyzji. Byłoby to przecież znakomite usprawiedliwienie dla nich! Mogliby wtedy z satysfakcją powiedzieć: Widzisz, po co rzucałaś się z motyką na słońce? Trzeba było siedzieć spokojnie i nie próbować czegokolwiek zmieniać. Zobacz, mieliśmy rację, że zostaliśmy tu, gdzie jesteśmy!
Minęły już prawie trzy lata od czasu, gdy rozstałam się z firmą, w której nie widziałam już dla siebie przyszłości. Pewnego dnia spotykam koleżankę z tej firmy. Rozmawiamy chwilę o tym, co u niej słychać i bam....znowu pada pytanie: To powiedz mi, czy masz teraz lepiej, czy gorzej?
Teraz rozumiem, że to pytanie, to w pewnym sensie oczekiwanie na gotową receptę na życie. Przecież nie odpowiem, że jest mi lepiej ani też, że gorzej. Jest po prostu zupełnie inaczej! Musiałam przejść sporo burz, wiele nowego nauczyć się o sobie i innych, kilka razy zawieść i kilka razy pomylić, aby znaleźć w tym miejscu, w którym teraz jestem.
Nie istnieje gotowa recepta na życie, która sprawdza się u wszystkich! Każdy z nas sam musi znaleźć swoją. Każdy musi szukać swoich dróg i sam zdecydować, czy chce wyjść ze swojej „strefy komfortu“. Jeśli nie ma takiej potrzeby, to niech w niej po prostu zostanie. Wyjście ze schematów i podjęcie nowych, niełatwych wyzwań, to nie jest zadanie dla każdego. Może komuś jest to zupełnie do niczego niepotrzebne?!