Ocenianie
i szufladkowanie innych leży głęboko w naszej naturze. Nawet jeśli tego nie
chcemy, podczas pierwszego spotkania, oceniamy nowo poznaną osobę przez pryzmat
elementów jej wizerunku osobistego. W pierwszych chwilach spotkania nie przetwarzamy
informacji racjonalnie, ale opieramy się na emocjach. Oceniamy czy dana osoba
jest do nas podobna oraz przypisujemy jej określone cechy wyłącznie na podstawie wyglądu i mowy ciała.
Wrażenie, które w nas powstaje jest trwałe i raczej trudne do zmiany, ponieważ
opiera się na emocjach.
Okazuje
się, że mylimy się oceniając innych nie tylko na podstawie pierwszego wrażenia,
ale czasami wydaje nam się, że znamy kogoś dobrze i w swojej głowie
przyczepiamy mu jakąś etykietkę, a potem okazuje się, jak bardzo się
myliliśmy.
Ostatnio
spotkałam kolegę sprzed lat. Kiedy go poznałam grał na gitarze w zespole
rockowym, razem z pewnym fajnym facetem, który potem został moim mężem ;-)
Kolega
był wówczas wysokim, przystojnym i na dodatek romantycznym chłopakiem, dlatego też cieszył się
ogromnym powodzeniem u płci pięknej. Artysta muzyk – myślałam sobie - skończy pewnie
w jakiejś niszowej kapeli i będzie żył…muzyką. Nie wróżyłam mu wówczas innej
kariery. Po prostu tak pasował do tej szufladki, że nawet nie wysilałam się,
aby ocenić go inaczej. Przez ponad dziesięć lat nie mieliśmy właściwie kontaktu
i nie wiedzieliśmy, co się z nim dzieje.
Nasze
spotkanie w obecnej rzeczywistości było dla mnie prawdziwym zaskoczeniem.
Okazało się, że przez ten czas kolega rozkręcił dwie firmy i doskonale radzi
sobie jako biznesmen. Jego miłość do muzyki pozostała, ale raczej w ramach
hobby, które daje odskocznię od biznesowej rzeczywistości. Byłam w lekkim
szoku, gdy zobaczyłam go w tej nowej dla mnie roli. Gdzie się podział ten
długowłosy artysta z moich wspomnień?
Gdy zapytałam go, jak to się stało, że jest
tym kim jest? Odpowiedział: Po prostu miałem
cel, do którego dążyłem! Zwizualizowałem sobie to wszystko, co chcę zrobić i
krok po kroku zmierzałem w tym kierunku. Oczywiście impulsem do tej drogi był
moment, gdy wyrzucili mnie z pracy i znalazłem się pod ścianą. Nie miałem
wyjścia! W głowie pobrzmiewały mi tylko słowa mojego wykładowcy, który na
jednych z zajęć powiedział, że z celem jest jak z podróżą. Jeśli stoimy w
kolejce do kasy na dworcu i pani w okienku pyta nas dokąd chcemy bilet, to
musimy znać cel naszej podróży! Bo jeśli nie wiemy, czy jedziemy do Warszawy,
Krakowa, czy do Pcimia Dolnego, to będziemy stać tak bez sensu jeszcze długo.
Te
słowa kolegi były jak żywcem wyjęte z książki dotyczącej motywacji czy też
coachingowego wykładu. Jak napisał znany psycholog, mówcą, trener i mentor - Jacek Walkiewicz w swojej książce “Pełna
moc możliwości”: “Jeśli możesz
sobie coś wyobrazić, to na pewno możesz również to zrobić”. Kolega, być
może nieświadomie stał się żywym przykładem, że teoria wyznaczania celów
działa! Według Jacka Walkiewicza jeśli nasze cele będą: zapisane (utrwalone w formie pisemnej), ściśle określone, mierzalne, uzgodnione, wyobrażalne, określone w
czasie, elastyczne, stanowiące wyzwanie, musi z nich coś wynikać, dopasowane do
celu wyższego, mamy dużą szansę na ich realizację.
Z
tej znajomości wynikła dla mnie kolejna lekcja i do swoich życiowych przykazań dodaje
jeszcze jedno – Nie oceniaj! …bo
nawet romantyczny artysta, może stać się doskonałym biznesmenem.