Wystąpienia
publiczne, to temat zawsze na czasie. Każdy z nas bowiem prędzej, czy później
ma z nimi do czynienia. Nie ważne, czy chodzi tu o wygłoszenie swojego zdania podczas
szkolnej wywiadówki, gdy oczy wszystkich
pozostałych rodziców nagle zwrócone są na nas, czy też o wygłoszenie referatu
lub omówienie prezentacji podczas dużej konferencji naukowej. Zawsze pojawia
się ten sam rodzaj strachu przed…no właśnie przed czym? Przed ośmieszeniem?
Nie
lubimy być oceniani i krytykowani, a stając sam na sam przed audytorium zawsze
jesteśmy na to narażeni. Przynajmniej tak nam się wydaje, bo w rzeczywistości
przecież bywa różnie. Bez względu na to, zawsze przed wystąpieniem publicznym
pojawia się w naszej głowie ten mały, wredny “little voice”, czyli nasz
wewnętrzny głos krytyki, który ciągle każe nam w siebie wątpić: Nie dasz rady! Wyśmieją Cię! Zaraz ktoś zada
pytanie na które na pewno nie znasz odpowiedzi! Któż z nas nie zna tego
okropnego głosu, który bezczelnie i bez pytania rozgościł się w jego
głowie?
Lubie
pytać ludzi dla których występy publiczne są codziennością o to, czy wciąż mają ten
stres związany z występami (mam na myśli ludzi sceny, muzyków, piosenkarzy).
Mimo, że w ich przypadku nie ma raczej zagrożenia, że ktoś w trakcie
występu wstanie i powie, że śpiewa lub gra lepiej, w większości przypadków
mówią, że wredny, mały głos też buszuje w ich głowie przed koncertem.
Przecież zawsze publiczność może na koncert nie przyjść lub po prostu wyjść w jego
trakcie. Myślę, że nawet ci, którzy mówią, że takiego stresu nie mają trochę koloryzują,
bo skąd w takim razie to uciekanie artystów w używki? Czy to przypadkiem nie
jest uciekanie przed wewnętrznym krytykiem, który potrafi zniszczyć każdego, bo
zna nas przecież jak nikt inny?
Wracając
jednak do wystąpień podczas których raczej nie śpiewamy, ale powinniśmy
powiedzieć coś mądrego, ciekawego i przekonać publiczność, że jesteśmy
ekspertem w temacie na który się wypowiadamy. Jak walczyć z wrednym,
krytycznym skrzatem w naszej głowie?
Specjaliści
mają różne metody i tak naprawdę każdy sam musi wypracować sobie sposób na
uciszenie własnego “little voice”. Pewne zalecenia warto jednak wziąć sobie do
serca, aby podczas najbliższego wystąpienia nie zepsuć wrażenia, które chcemy wywrzeć
na odbiorcach. Oto kilka z nich:
- Nieatrakcyjny mówca stęka i jąka się powtarzając „e” lub „y”. Mówi zbyt monotonnie albo z wyczuwalną nerwowością w głosie. Aby tego uniknąć postarajmy się przygotować do swojego przemówienia, przećwiczyć wcześniej wszystko przed lustrem, członkiem rodziny lub przyjacielem.
- Stres utrudnia swobodne wyrażanie myśli, może też osłabić walory wystąpienia (mamy podniesiony i piskliwy głos). Spróbujmy przełamać lody z naszą widownią mówiąc jakiś stosowny żart lub po prostu starając się rozładować atmosferę uśmiechem. Sympatyczna i miła osoba raczej nie jest wdzięcznym celem do ataków.
- Podczas przygotowywania się do swojego wystąpienia, a także w jego najbardziej stresujących momentach postarajmy się przemówić do swojej psychiki poprzez powtarzanie słów: „znam się na tym”, „przygotowałem się”, „to musi się udać”. Jest wówczas szansa, że nasz krytyczny, wewnętrzny głos zawstydzony ucichnie. W skrajnych sytuacjach możemy wyobrazić sobie naszą widownię… nago, to na pewno zadziała ;-)
- Oznakami słabości mówiącego są: zbędne tłumaczenie się, nadmiar samokrytycznych uwag, kiwanie się, zasłanianie ust ręką, ale także nadmierne potakiwanie. Przecież nie chcemy wyglądać jak samochodowy piesek z kiwającą głową?! Starajmy się panować nad swoim ciałem i głosem. Czekając na wystąpienie nie stójmy w postawie „listka figowego” zdradzającej lęk i poczucie zagrożenia. Przywitajmy naszych słuchaczy w pozycji stojącej i wytrwajmy w tej postawie (oczywiście poruszając się w trakcie wykładu), aż do chwili przewidzianej na pytania i odpowiedzi. Kiedy stoimy nie tylko wzbudzamy większe zaufanie, bo widzowie mogą obserwować całą naszą sylwetkę i oceniać nas na podstawie naszej mowy ciała. W pozycji stojącej my również mamy większą kontrolę nad salą, więcej widzimy i możemy reagować. Poza tym, czyż to nie jest także pewien rodzaj szacunku dla naszej widowni?!