Kiedy
pojawiają się życiowe problemy, człowiek szuka rozwiązania wszędzie. Tym
bardziej, że zgodnie z przysłowiem „Umiesz liczyć, licz na siebie!” raczej nie może
liczyć na otoczenie.
Postanowiłam
przyjrzeć się bliżej pracy coachów, bo skoro innym pomagają, to może i mnie
pomogą wybrnąć z trudnej sytuacji? Nie było to szczególnie skomplikowane, bo
wielu z nich można z łatwością spotkać w wirtualnym świecie. Zachęcają do
współpracy, zapraszają do uczestnictwa w bezpłatnych, internetowych webinarach.
Postanowiłam i ja spróbować! Zapisywałam się na wszystko! A co tam, ktoś
wreszcie musi na mnie zadziałać!
Czekałam z
niecierpliwością co też mądrego i odkrywczego mi powiedzą w swoich cudownych
przesłaniach. Potem wzięłam udział w jednym, drugim, trzecim wirtualnym
szkoleniu. I co? I nic! Jak dla mnie – nic nowego! Mówienie, że powinnam wziąć los
w swoje ręce, że jestem niezwykła i mogę osiągnąć wszystko, jest dla mnie tylko
mową – trawą. Wiem to przecież od dawna! Nie jest to konstruktywna
wiedza, która wniesie coś nowego w moje życie i pomoże rozwiązać problemy. Właściwie
miałam wrażenie, że wszyscy ci ludzie mówią to samo.
W sumie to
zazdroszczę tym, którzy porwani głosem i osobowością coacha idą za nim i stają
się częścią jego „plemienia”. To motywujące czuć się fragmentem jakiejś całości
i mieć charyzmatycznego wodza, który poprowadzi swoje plemię przez wichry i
burze codziennego życia. Trochę to pachnie amwayowskim tworzeniem pseudo
wspólnoty i techniką wywierania wpływu o nazwie: społeczny dowód słuszności, o której wiele już pisał Robert
Cialdini. Może to na mnie nie działa, bo już sporo w życiu przeszłam i wiem, że
słowa w niczym mi nie pomogą? A może po prostu nie trafiłam na odpowiedniego
coacha?
Szukam
informacji na ten temat w internecie i znajduję na Wikipedii takie oto zdanie: „Coaching jest odpowiedzią na ludzkie stresy
i zapotrzebowanie bycia ciągle bardziej efektywnym we współczesnym
konkurencyjnym społeczeństwie. Z drugiej strony specjaliści od coachingu
obiecują pomoc we wszystkich problemach na zasadzie: "sam powinieneś
wiedzieć, jak to rozwiązać".
O zgrozo! Czyli jednak miałam trochę racji…
Wróciłam do punktu wyjścia i powiedzonka o tym, że i tak musisz w życiu liczyć
tylko na siebie!